Dzien 2: Granma w klatce i Cocotaxi


Havana Vieja, czyli najstarsza zabytkowa czesc Havany to calkowicie inny, nierealny wrecz swiat. Stare, kolorowe samochody, jeszcze starsze budynki, riksze przeciskajace sie waskimi uliczkami oraz dobiegajace z kazdego naroznika i placu dzwieki muzyki, plus malowniczy mieszkancy - wszystko to tworzy niepowtarzalna atmosfere. Niestety, w ten obraz Havany wpisuja sie tez wszechobecni nagabywacze - zatrzymujacy, zagadujacy turystow i oferujacy wszystko poczawszy od zapozowania do zdjecia czy wskazania drogi do jakiegos ciekawego miejsca, przez zachecenie do wejscia do restauracji a skonczywszy na sprzedarzy 'najlepszych w miescie' cygar. Wszyscy, ktorych spotykalismy byli zawsze usmiechnieci i mili, nigdy agresywni, jednak ich ilosc zaskoczyla nas i zmeczyla juz pierwszego dnia. Zuzia i Rysiu byli chyba nawet odrobine przerazeni...Wedrujac od strony Maleconu w kierunku Havana Vieja natrafilismy na okazaly budynek i postanowilismy schowac sie przed nie dajacymi nam spokoju nagabywaczami do srodka. Budynek okazal sie byc Muzeum Rewolucji.
Czy mozna byc na Kubie i podarowac sobie zwiedzanie takiego miejsca? Absolutnie nie :)
Jest to przedziwne muzem. Zajmuje budynek, ktory do roku 1959 byl palacem prezydenckim i prezentuje zbior pamiatek rewolucyjnych z nieomalze calej historii Kuby, skupiajac sie jednak na latach piecdziesiatych i szescdziesiatych zeszlego stulecia. Gabloty pelne sa zakrwawionych mundurow rewolucjonistow, stryczkow uzytych do ich wieszania oraz innych okropnosci, ktore (ku memu przerazeniu) Rysiek ogladal z rozdziawiona ze zdumienia buzia i jeszcze szerzej otwartymi oczami. Sam budynek muzeum jest bardzo piekny, z okazala kopula i pieknymi schodami, w ktorych zieja dziury od kul rewolucjonistow wystrzelonych w czasie zamachu na Batiste.
Rzecza, ktora bardzo chcielismy w tym miejscu zobaczyc byla Granma (czyli po prostu Babcia ;) - slynna lodz, na ktorej na poczatku rewolucji przyplynal na Kube Fidel Castro. Dla tego cennego okazu wybudowano w Muzeum Rewolucji...szklana klatke! Ku naszemu ogromnemu zawodowi musielismy Babcie ogladac przez szybe. Co wiecej kiedy podeszlismy do szklanej sciany nie spuszczal z nas bacznego wzroku umundurowany straznik, ktory non-stop dogladal Granmy i plonacego przy niej wiecznym plomieniem znicza :)
Muzeum Rewolucji

Nie wiem jak dalismy rade zobaczyc wszystko w ciagu jednego popoludnia, ale z Muzeum Rewolucji powedrowalismy na przepiekny plac katedralny i zajrzelismy na moment do katedry. Potem wystarczylo nam juz sily tylko na zjedzenie lodow w Palacio de la Artesania oraz .... szalona podroz do naszej casa najbardziej porzadanym przez dzieciaki srodkiem transportu - Cocotaxi. Sa to przerobione ze skuterkow male zolte pojazdy o zaokraglonych ksztaltach przypominajacych orzech kokosa. Po Havanie jezdza ich cale zastepy! Myslalam, ze cztery osoby sie do tego malenstwa nie zmieszcza, ale na Kubie wszystko jest mozliwe :) Obladowana nami Cocotaxi ledwo ruszyla i wymagala popchniecia . Jechalismy upakowani nieomalze pietrowo, pedzac przez zatloczone ulice Havany z glosnym warkotem i niezla szybkoscia, robiac niebezpiecznie ostre zakrety. Rysiu i Zuzia piszczeli z zachwytu a ja zapieralam sie wszystkimi konczynami gdzie tylko sie dalo...probujac jeszcze przytrzymac siedzaca mi na kolanach Zuzie. Na cale szczescie do naszej casa dotarlismy w jednym kawalku, jedynie z lekka przytruci wyziewami rury wydechowej :)
I z silnym postanowieniem (ale tylko dorosli!!): Nigdy wiecej Cocotaxi!!! :D




Brak komentarzy

Prześlij komentarz