Miami Vice???? ;)) |
Hotel Nacional goruje nad dzielnica Vedado, przyciaga mieszanka stylow architektonicznych i zaparkowanymi przed nim wsrod strzelistych palm kolorowymi limuzynami. Atmosfera troche jak z filmow o Maiami ;))) Hotel wybudowano w poznych latach dwudziestych zeszlego wieku przy znaczacej pomocy finansowej mafii.
Kiedy nasza kanadyjsko-polska ekipa wkroczyla do hotelu glownym wejsciem, nikt jej nie zatrzymal. Eleganccy portierzy wcale nie zwrocili na nas uwagi...bez przeszkod moglismy chodzic dlugimi korytarzami z niekonczacymi sie rzedami ozdobnych drzwi i beztrosko jezdzic w gore i w dol piecioma roznymi windami...Wszystko to w poszukiwaniu slynnego baru z widokiem i zolwiami. Ktorego w koncu nie znalezlismy! :) Pochodzic po tym slynnym przybytku luksusu bylo milo, jednak zgodnie stwierdzilismy, ze miszkac bysmy tam nie chcieli...:) Zdecydowanie wolimy nasze male pokoiki u troszczacej sie o nas Cary ;))
Tarasu widokowego ze slynna panorama havanska nie udalo nam sie zaliczyc, za to zrealizowalismy kolejny punkt naszego dnia. Callejón de Hamel to chyba najbardziej kolorowe miejsce w Havanie, jakie widzielismy. Ludzie w afrykanskich strojach, porozwieszane tajemnicze amulety Santerii i bajecznie kolorowe murale oraz wielobarwny tlum podgrygujacy w rytm goracej rumby - tak w skrocie mozna opisac miejsce, ktore ozywa w kazde niedzielne popoludnie. Powstalo ono w latach dziewiecdziesiatych z inicjatywy kubanskiego rzezbiarza i malarza Salvadora Gonzálesa. Jesli chcecie doswiadczyc tej nieco szalonej atmosfery i posluchac za darmo afro-kubanskiej muzyki to Callejón de Hamel spelnia wszystkie warunki :)
Callejón de Hamel |
Brak komentarzy
Prześlij komentarz