Przez Vedado prowadza nas rewolucyjne hasla |
Coppelia miesci sie w dystrykcie Vedado, dokad doszlismy piechota z naszej casa w Centro wzdluz Maleconu, raz jeszcze w towarzystwie naszych znajomych Kanadyjczykow. Juz z daleka widzielismy okazaly budynek i ciagnacy sie wzdluz niego ogonek czekajacych miejscowych.
Zuzia, Rysiu, Alexia i Kelian juz sobie ostrzyli zeby na wielkie porcje lodow... Jakiez bylo nasze rozczarowanie, kiedy nie wpuszczono nas do glownego budynku! W pewnym momencie zastapil nam droge umundurowany i bardzo uprzejmy urzednik i skierowal do specjalnego kiosku dla zagranicznych turystow. Kiosku, ktory bynajmniej nie wygladal jak najwieksza na tym kontynencie lodziarnia ale jak...najzwyklejsza na swiecie uliczna budka z lodami :) Odrobine wszystkim zdziwieni kupilismy lody i usiedlismy przy plastikowych stolikach w towarzystwie Che wymalowanego na powiewajacej nam nad glowami czerwonej fladze. Przyznac musze, ze lody byly przepyszne, chociaz nie tanie :) Placilismy oczywiscie w walucie turystycznej CUC, (czyli pesos convertibles - o systemie walutowym Kuby napisze dokladnie w jednej z kolejnych notek), wiec nasze lody byly jakies dwadziescia cztery raze drozsze niz lody Kubanczykow, placacych ich waluta narodowa.
A potem udalo nam sie przedrzec do prawdziwej Coppelii! :) Fajny, nowoczesny budynek podzielony jest w srodku na kilka okraglych sal. W kazdej z nich znajduje sie masa stolikow a oprocz nich dlugi kontuar, gdzie serwowane sa lody i gdzie miejscowi siedza na wysokich barowych stolkach i ... wcinaja wielkie porcje zimnych przysmakow. Wszedzie gwarno i wesolo :) I nawet tutaj wszechobecne hasla rewolucyjne! Kazda sala ma inna nazwe oraz swojego umundurowanego 'zawiadowce', ktory rozsadza klientow przy stolikach oraz...nie wpuszcza do srodka turystow! Przy kazdej probie wejscia do sali bylismy natychmiast wyhaczani i delikatnie acz stanowczo kierowani do naszego malenkiego kiosku. Pozwolono nam zostac w srodku, zeby zrobic zdjecia i rozejrzec sie, natomiast obawiam sie, ze lodow bysmy tam niestety kupic nie mogli...
I gdziez tutaj sprawiedliwosc? ;)
Coppelia |
z lodami to Was zrobili.. nie rozumieją, ze atrakcją jest kupić i jeść w największej lodziarni we Amerykach??? eh!
OdpowiedzUsuńprzebyłam z Wami pierwsze cztery dni podróży:) sympatycznie i dość spokojnie, nie ma nerwówki, biegu za nie wiadomo czym. spokojnie sobie zwiedzacie- takie wrażenie odnoszę:) jestem ciekawa dalszej podróży i tego jak ją organizowaliście będąc na miejscu, a bez internetu..?
będę czekać na dalsze kartki z podróży:))
pozdrawiam:)
Internet na Kubie absolutnie nie istnieje :) Jesliby sie uprzec, mozna znalezc komputery w hotelach. Ale ta przyjemnosc jest droga i...czasu bylo nam na to szkoda, tyle atrakcji i egzotyki naokolo! :)
OdpowiedzUsuńPierwsze dni w Havanie byly rzeczywiscie spokojne - musielismy zaaklimatyzowac sie do tropiklanego klimatu, roznicy w czasie a ja musialam wyzdrowiec.
Duzo spraw zorganizowalismy przed wyjazdem a na przyklad kolejne noclegi pomogla nam zarezerwowac nasza gospodyni z Havany. Na Kubie tak to wlasnie dziala - wlasciciele 'casac particulares' tworza siec na calej wyspie, nie jest dla nich zadnym problemem znalezienie Tobie lokum w na kolejnym postoju :)
A nam się udało zjeść lody z Kubańczykami :)
OdpowiedzUsuńPewnie dlatego, że mówimy po hiszpańsku i wytłumaczyliśmy, że nie chcemy tych lodów turystycznych :)
Niestety smaczne nie były :(
O, szczesciarze!!!! :) My jedynie 'dukalismy' po hiszpansku, co widac okazalo sie niewystarczajace ;)) Ale zdziwiona jestem, ze lody nie byly smaczne, ja wspominam je bardzo dobrze.
UsuńA nas potraktowano jak tubylcow, postawiono nas w dlugiej kolejce, odczekalismy swoje, potem posadzono przy kontuarze, zjedlismy marnej jakosci lody, uprzejmy sprzedawca bez problemu przeliczyl nam cene w pesos kubanskich na CUC (za 14 galek w cenie 14 pesos kub. zaplacilismy 1 CUC, czyli troche przeplacilismy). Jednak bylismy bardziej dociekliwi (przydala sie znajomosc jez hiszp) i rzeczywiscie w najzwyklejszej budce ulicznej obok Coppeli zakupilismy oryginalne lody Coppeli pakowane w litrowe pojemniki, 2,5 CUC/litr. Ciekawostka: sprzedawane w budce lody w kulkach nie byly oryginalne. Biegiem ruszylismy upolowac taxi, aby rozkoszowac sie slynnymi lodami Coppelia uzywajac lyzeczek w casa particular.
OdpowiedzUsuńDochodze do wniosku, ze dobra znajomosc hiszpanskiego to na Kubie bilet do takich wlasnie atrakcji jak lody dla tubylcow przy kontuarze w Coppelii ;)) Przed nastepna wizyta na pewno sie podszkolimy!
UsuńSwoja droga to kiedy byliscie na Kubie, niedawno? Byc moze cos sie zmienilo od 2013...
Żeby była jasność, lody sprzedawane dla tubylców nie są marki Coppelia,tylko zupełnie innej, mimo, że przed wejściem stoi olbrzymia tablica z reklamą Coppelii, wprowadzając w błąd każdego. Rozmawialiśmy z tubylcami i tylko nieliczni mają świadomość, że Coppelii już nie ma w sprzedaży dla tych, co stoją w kilometrowych kolejkach. Coppelia jest tylko za CUCi w obskurnej budce, w litrowych pojemnikach, bez szansy skosztowania na miejscu.
OdpowiedzUsuń