Dzien 10: Dwie wieze, trzysta schodow i jeden zgubiony statyw.


 Jestesmy na polmetku naszych kubanskich wakacji! Dziewiec nocy i dni za nami, tyle samo przed nami... Czas w podrozy pedzi jak szalony!
Dzisiejszy wpis bedzie o wiezach. I o jakis trzystu schodach, ktore pokonalismy jednego dnia :)
Czasami zastanawiam sie czy to tylko moje dzieci na widok majaczacej w oddali strzelistej budowli z kretymi schodami, odczuwaja przemozna ochote, zeby sie po tych schodach natychmiast wspiac?
Na sam szczyt, im wyzej tym lepiej! (I chyba dlatego dotad nie bylismy jeszcze w Paryzu ;)) Do rodzinnej tradycji nalezy wiec zaliczanie wszystkich wiez, na jakie trafimy w trakcie naszych podrozy, Rysiek I Zuzia nie sa w stanie ominac zadnej. A tego dnia w Trinidadzie trafily sie nam az dwie.
Do wiezy numer jeden wybralismy sie kilkanascie kilometrow za Trinidad, do Valle de los Ingenios, zorganizowana poprzedniego dnia taksowka. Mozna sie tam dostac rowniez zabytkowym pociagiem parowym, ktory kiedys przewozil trzcine cukrowa z okolicznych plantacji, jednak nie moglismy nigdzie znalezc wiarygodnego rozkladu jazdy I wybralismy w koncu pewniejszy srodek lokomocji. Czterdziesto-piecio metrowa Torre de Iznaga goruje nad posiadloscia Manaca Iznaga i cala Dolina Mlynow Cukrowych. Zbudowana zostala w czasach kolonialnych, kiedy Trinidad byl jednym z najwazniejszych osrodkow produkujacych cukier na wyspie a sama Kuba - poteznym producentem I eksporterem slodkiego kruszca. Wieza  spelniala funkcje wartowni, dzwonnicy i punktu obserwacyjnego, z ktorego wlasciciele plantacji mogli miec oko na pracujacych tu czarnoskorych niewolnikow. Jednak legenda glosi, ze wieza powstala w zupelnie innym celu...dwiescie lat temu bracia Iznaga zakochali sie w pieknej niewolnicy pracujacej na plantacji. Aby zakonczyc spory ich ojciec wyznaczyl braciom zadanie: jeden mial zbudowac wieze a drugi wykopac dol a zwyciezca wyzszej/glebszej budowli mial dostac dziewczyne. Koniec koncow piekna niewolnica nie zostala zona zadnego z braci bo ich obie budowle mialy dokladnie 45 metrow. Niestety, archeolodzy do dnia dzisiejszego nie znalezli sladow po kilkudziesiecio-metrowym dole :) Za to wieza trzyma sie calkiem dobrze i solidnie. Zuzia i Rysiu doslownie wbiegli po 136 stopniach na sama gore; my dreptalismy, posapujac, za nimi. Wspinaczka oplacila sie bardzo: ze szczytu rozciagal sie piekny widok na dawna plantacje, szachownice pol porosnietych gdzieniegdzie samotnymi palmami i cala doline. Podobno w pogodny dzien mozna stad dojrzec dachy Trinidadu…Z gory mozna tez bylo rzucic okiem na Haciende, ktora kiedys byla domostwem wlascicieli plantacji a dzisiaj miesci sklepik I restauracje.  Gdzie oczywiscie mieli lody I pyszna kawe, bo bez tego nasz dzien nie bylby udany :) Bo na Kubie zrobili sie z nas niezli 'lodozercy'!:)

Torre de Iznaga - cel naszej wspinaczki

Zerkamy przez jedno z okienek na wiezy...

Tam sa lody!


Dzwon, ktory kiedys znajdowal sie na wiezy zostal stracony przez wielki huragan
Wspinania sie ciag dalszy i kolejne sto kilkadziesiat stopni przed nami! Druga wieza, na ktora sie wdrapalismy to chyba najbardziej rozpoznawalny budynek w Trnidadzie, mozna powiedziec, ze wrecz jego wizytowka - dzwonnica konwentu Swietego Franciszka. Niestety nie udalo nam sie wejsc na sama gore, ku rozpaczy dzieciakow natknelismy sie na zablokowane (krzeslem) schody i napis: 'Nie przechodzic! Niebezpieczenstwo!'. Pozostalo nam podziwianie dachowej panoramy miasta z tarasu  - tez bylo pieknie, szczegolnie w cieplym swietle zachodzacego kubanskiego slonca, ktore nadawalo ceglasty kolor dachom I ulicom...
Po zejsciu na dol rozejrzelismy sie tez po dawnych pomieszczeniach klasztornych, ktore obecnie przerobiono na kolejne muzeum rewolucji pod wdzieczna nazwa 'Narodowe Muzeum Walki z Bandytami'. Piekny budynek, pochodzacy z poczatkow dziewietnastego wieku miesci teraz kolekcje zdjec, dokumentow i najrozniejszych pamiatek z czasow rewolucji (od stryczkow, przez wozy opancerzone a konczac na  amerykanskim samolocie szpiegowskim U2, zestrzelonym na terenie Kuby!).
Dzien byl intensywny, duzo chodzenia i wspinania sie po schodach a wszystko przyprawione potezna dawka kubanskiego slonca...I nie wiem czy to wlasnie ta kombinacja, czy wypite wieczorem przepyszne Mojito w barze Meson del Regidor sprawily, ze...pozbylismy sie naszego nowiutenkiego statywu, kupionego specjalnie tytulem podrozy na Kube! Poniewaz ze straty zdalismy sobie sprawe nastepnego dnia, tuz przed wyjazdem, o znalezieniu zguby nie bylo juz mowy...

Zolto-zielona dzwonnica czeka na nas
Ups! Wyzej wejsc sie nie da ;)
Ale widoki z tarasu tez niczego sobie...

Pasmo gorskie Escambray otula Trinidad

Na klasztornych kruzgankach dawnego konwentu Swietego Franciszka zamiast mnichow znajdziemy wozy opancerzone



Brak komentarzy

Prześlij komentarz