Tak nam bylo dobrze w Vinales, tak sielsko-anielsko i beztrosko, ze zdecydowalismy sie zostac tu jeden dzien dluzej. A Havana nam przeciez nie ucieknie :)
Ten dodatkowy dzien spedzilismy leniwie, nigdzie sie nie spieszac i czerpiac pelnymi garsciami z dobrodziejstw prowincji. Byl wiec spacer (tym razem piechota) wzdluz pokrytej czerwonym pylem drogi, wiodacej w glab doliny.
Wedrowanie z szesciolatka, ktora poprzedniego dnia pokonala (ku swemu zachwytowi) ta sama trase na konskim grzbiecie, nie jest latwe :) Zuzia jak mantre powtarzala przez cala droge: 'Chce na konia albo na apa!' i w koncu po godiznie skapitulowalismy i zrobilismy w tyl zwrot. Byla tez leniwa kawa w uroczej przydomowej kafeterii u wylotu doliny, gdzie glowna atrakcja byl oswojony szczur drzewny o imieniu No-no i dosc egzotyczne dekoracje z czaszek wolow. Popoludnie spedzilismy tak, jak wiekszosc mieszkancow Vinales - siedzac na ulicy i chlonac plynace naokolo nas kolorowe zycie. Patrzac jak wlasciciele straganow z owocami i warzywami dobijaja targu, jak miejscowe dzieciaki wybiegaja ze szkoly i na wyscigi ustawiaja sie w kolejce po lody, obserwujac wygrzewajace sie na kamieniach jaszczurki. Chyba trafilismy na okres posezonowy bo turystow byla zaledwie garstka. I dobrze! :) A wieczorem odkrylismy prawdziwy skarb w Vinales, miejsce o ktorym przeczytac mozna w niewielu przewodnikach: Ogrod Caridad. Jest to prywatny ogrod botaniczny, istniejacy od ponad stu lat. Wlasciwie to trudno go nazwac ogrodem - to raczej maly las tropikalny, pelen endemicznych roslin Kuby plus drzew owocowych i kwiatow nieomalze z kazdego zakatka swiata. Co nam sie najbardziej spodobalo, to fantastyczna przewodniczka - jak sie potem okazalo krewna zalozycielki ogrodu, ktora poprowadzila nas najwezszymi, najbardziej zarosnietymi sciezkami i pokazala najwieksze cuda :) Wachalismy owoce drzewa kakaowego, kwiaty ananasa, gladzilismy kore baobabu a na pamiatke dostalismy owoce drzewa guira, z ktorych robi sie kubanskie marakasy.
Po olbrzymiej kolacji w naszej casa byl juz tylko czas na spakowanie sie i przygotowanie do podrozy nastepnego dnia - przez Soroe do Havany. A mi ciezko bylo pozegnac sie z uroczym odrobine zaspanym Vinales, z czerwonymi polami doliny i porosnietymi zielonym pluszem mogotami... Przed nami byla perspektywa glosnej, zatloczonej Hawany a po kilku dniach, powrot do domu...
Moje ulubione czerwone zyzne gleby Vinales |
Czas sie zatrzymal... |
No-no odrobine nieostry - zbyt szybki byl! ;)) |
Tu daja najlepsza kawe w Vinales! :) |
Relaks w stylu miejscowym ;) |
Zycie toczy sie w Vinales swoim wlasnym, powolnym rytmem... |
Szewc i sprzedawca plyt w jednym :) |
W ogrodach Caridad |
Super relacja! Bardzo fajnie mi się ją czytałam i oczami wyobraźni spacerowałam z Wami krok za krokiem :) Czy można spodziewać się dokończenia opisywanej wyprawy? Jestem ciekawa jak wrażenia z Soroe? I jakieś podsumowanie ogólne wyjazdu w liczbach? Pozdrawiam Asia
OdpowiedzUsuńHej Asia! Dziekuje :) Tak, dokonczenie sprawozdania jest w planach, tylko jeszcze nie wiem kiedy! Czasu mi brak a teraz chce na swiezo spisac wrazenia z podrozy po Kerali :) Do Soroe koniec koncow nie dotarlismy...to znaczy zrobilismy tam maly przystanek po drodze jadac z Vinales do Havany ale nie zostalismy na noc.
UsuńPozdrawiam :)
Dominika