Wietnamskie wakacje czyli podroz o stu smakach

To byla nasza najpyszniejsza wyprawa! Wietnam jest wyborny i dla podniebienia i dla oka :) Roznorodnosc krajobrazu dorownuje bogactwu wietnamskiej kuchni. Po przejechaniu stu kilometrow calkowicie zmienia sie sceneria za oknem oraz zestaw dan na stole. Chyba nigdy wczesniej w przeciagu dwoch tygodni nie doswiadczylismy takiej palety nowych smakow i aromatow, nie sprobowalismy tylu nowych potraw. A wszysto diabelnie dobre! No, moze z wyjatkiem potrawki z ropuchy, brrrr.... ;) I nawet dzieciaki palaszowaly (prawie) wszystko z wielkim smakiem, osiagajac mistrzostwo w poslugiwaniu sie paleczkami. Pierwszy raz w czasie podrozy nie zatesknilam za domowym jedzeniem, powiem wiecej - teraz tesknie bolesnie za zupa Pho. I jeszcze kilkoma innymi wietnamskimi specjalami :)
Jaki jest Wietnam oprocz tego, ze ma chyba najlepsza kuchnie w Azji poludniowo-wschodniej? Jest kolorowy, chaotyczny i zwariowany. Fascynujacy kulturowo, chociaz niektore zwyczaje moga byc dla nas, Europejczykow, odrobine dziwne. Na przyklad resztki jedzenia rzuca sie z rozmachem pod stol :) Podrozowanie po Wietnamie nie nalezy do najlatwiejszych, to zdecydowanie 'slow travel' i to niezaleznie od srodka lokomocji. Bywalo wolno, bywalo niewygodnie... Ale dalismy rade! A wspomnienia, ktore pozostaly  sa bezcenne i pozostana na dlugo.
Poczatkowo myslelismy, ze sie troche przeslyszelismy, ze na pokonanie stu kilometrow potrzebujemy okolo trzech godzin (przy odrobinie szczescia;)). W praktyce tak wlasnie bylo, nie wazne czy przemieszczalismy sie samochodem, autobusem czy pociagiem. Raz pokusilismy sie o przelot krajowy do Hoi An, kiedy po pietach deptal nam tajfun i musielismy nagle zmienic nasze plany. Zamiast tluc sie autobusem albo pociagiem przez ponad dwadziescia godzin, pokonalismy ta dluga trase w poltorej godziny. Wietnamskie tanie linie lotnicze okazaly sie bardzo przyjazne i bezproblemowe, polecamy z reka na sercu zarowno JetStar i Vietjet Air.
Te wakacje byly tak fajne tez z innego powodu: bardzo duzo jezdzilismy na rowerach. Zamiast wozic pupy taksowka podziwialismy wietnamskie krajobrazy z rowerowego siodelka. W Wietnamie w wielu hotelikach i hostelach rowery sa w pakiecie razem z pokojem i za ich wypozyczenie nie trzeba dodatkowo placic. Wiec korzystalismy na calego! Na poczatku z dusza na ramieniu bo ruch na wietnamskich drogach potrafi byc nieprzewidywalny. Oczywiscie pedalowalismy tylko na prowincji, przez pola ryzowe i odrobine w Hoi An, gdzie starowka jest zamknieta dla pojazdow zmotoryzowanych. Z czasem tak sie wyrobilismy, ze nie straszny byl nam przejazd przez zatloczony market albo wracanie do domu w po ciemku, z lampkami na glowach bo miejscowe rowery zadnych swiatel nie maja. Te lampki wlasnie wzbudzaly zawsze wielkie zainteresowanie i usmiechy na twarzach miejscowych; zdarzalo sie, ze pokazywano nas sobie palcami jak jakies dziwo albo gromadnie kiwano z przeciwleglej strony ulicy ;) Jestem pewna, ze przyczynily sie do tego tez i nasze blade twarze a szczegolnie Rysia blond wlosy i niebieskie oczy. Rysiek na wlasnej skorze doswiadczyl smaku popularnosci, ktorej momentami nie byl w stanie udzwignac. Szczegolnie, kiedy napadla go cala wycieczka miejscowych nastolatek i wszystkie absolutnie musialy sobie z Rysiem strzelic selfika ;)))))
Smak slawy, nie zawsze slodki... ;)
Bladoskora Zuzia tez codziennie dostawala swoja porcje zainteresowania - w Wietnamie nie bylo az tak intensywnie jak w Indiach zeszlego roku, ale tez zdarzalo sie szczypanie w policzki i robienie wspolnych zdjec i obdarowywanie slodyczami :) Wszystko z usmiechem i w bardzo sympatycznej atmosferze. Bo Wietnamczycy generalnie sa bardzo usmiechnieci i otwarci. I kochaja dzieci! Swoje wlasne i te przyjezdne rowniez ;)
Na zakonczenie notki mam dla Was nasza top czworke z Wietnamu, czyli miejsca lub zdarzenia, ktore najbardziej nas zachwycily lub zapadly w pamiec. Kolejnosc jest absolutnie przypadkowa.

1. Hanoi - wytypowane przez Tate Zuzi i Rysia. Co zabawne, kiedy zapytalam o najgorsze wspomnienie z Wietnamu to odpowiedz byla taka sama: Hanoi :) To jest wlasnie paradoks tego miasta: jest meczace i chaotyczne ale rownoczesnie fascynujace! Stara dzielnica Hanoi (tak zwnay Old Quarter) tetni zyciem, na ulicach handluje sie, dobija sie interesow, prowadzi zycie towarzyskie i oczywiscie je najpyszniejsze street food w Azji! Im dluzej tam bylismy tym wiecej odkrywalismy jego dobrych stron, powoli uczylismy sie jak funkcjonowac w tym zwariowanym swiecie. Jednak wiecej niz kilka dni chyba bysmy tam nie wytrzymali! Hanoi plasuje sie w czolowce najbardziej zanieczyszczonych miast swiata i niestety widac to i czuc: nad miastem non-stop unosi sie szary smog i trudno jest dojrzec chociaz kawalek blekitu na niebie, ciezko sie oddycha w oparach spalin. Powiem szczerze, ze gdybysmy zostali w Hanoi jeszcze jeden dzien dluzej to kupilabym dla calej rodziny zestaw maseczek na buzie, ktore noszone sa masowo przez lokalnych mieszkancow.
Z drugiej strony, pomimo calego tego tloku i chaosu czulismy sie w Hanoi bezpiecznie; no, moze pomijajac poczatkowy stres przy przechodzeniu przez ulice ale o tym bedzie w osobnym wpisie ;)


2. Teatr kukielkowy na wodzie zachwycil Zuzie. To jedyna taka forma teatru na swiecie, gdzie lalki tancza na tafli wody, nurkuja i taplaja sie radosnie w basenie przy akompaniamencie tradycyjnej wietnamskiej muzyki:) A wszystko to dzieje sie w jakis magiczny sposob, bo aktorow kierujacych kukielkami nie widac. Teart kukielkowy na wodzie to pradawna wietnamska tradycja, ktora narodzila sie w XI wieku w wioskach polnocnego Wietnamu. Thang Long Theatre w Hanoi to jedno z najlepszych miejsc, zeby takie tradycyjne przedstawienie obejrzec. Zuzi i mi bardzo sie podobalo! Co prawda niektorzy czlonkowie ekipy Kierunku Kuba przymkneli na dluzej oko ale...o gustach sie przeciez nie dyskutuje ;)
O kukielkach na wodzie napiszemy wiecej we wpisie o wieczornym Hanoi!


3. Hoi An to moje ukochane miejsce w Wietnamie :) Pelne kolorowych lampionow, chinskich swiatyn i urokliwych zaulkow. Miasto jak z obrazka, cukiereczek, wisienka na Wietnamskim torcie! Tak naprawde to wogole nie bylo go w planach i trafilismy tam tylko dlatego, ze musielismy uciekac przed tajfunem. Odwiedziny w slynnej zatoce Halong Bay przeszly nam z tego powodu kolo nosa a na otarcie lez pojechalismy (wlasciwie polecielismy!) do Wietnamu centralnego. Hoi An to najbardziej urokliwe i zdecydowanie najbardziej zadbane miasto w Wietnamie, jakie widzielismy. Plus jego starowka jest wolna od wszechobecnych skuterkow! To dopiero byla ulga :)
Zachwycila mnie hoi-anska starowka (cala na Swiatowej Liscie Unesco), poprzecinana odplywami rzeki Thu Bon, nocna scenografia miasta z setkami lampionow i jedzenie! Jak dla mnie najbardziej aromatyczne i zroznicowane w Wietnamie. I nawet tlumy turystow nie dawaly sie w Hoi An az tak bardzo we znaki ;)

Japonski Most w Hoi An w wieczornej odslonie :)

4. Wedlug Rysia najlepsze w naszej podrozy po Wietnamie bylo...Jedzenie! Czyli wracamy do poczatku tego wpisu ;) Od jakiegos juz czasu Rysiu powtarzal, ze chcialby kiedys pojechac do kraju, gdzie je sie paleczkami. Zawsze byl w rodzinie najlepszy jesli chodzi o poslugiwanie sie tym rodzajem sztuccow i mial od pewnego czasu ogromna slabosc do stir fry ;) Jeszcze przed wyjazdem mial w malym paluszku cala etykiete dotyczaca zachowania sie przy stole i czasami az go skrecalo kiedy na przyklad widzial jak Zuzia nabijala kawalek miesa na paleczke, zamiast go delikatnie chwycic. Bo to przeciez faux pas niewyobrazalne! :) Wietnam okazal sie idealnym krajem dla Rysia. Smakowalo mu wlasciwie wszystko, chociaz kulinarnie nie eksperymentowal i pozostal przy bezpiecznych potrawach z drobiu i wolowiny. Zadnych ropuch na talerzu, jak mama :P

Zupka Pho najlepsza z ulicznego przenosnego straganiku!

Coz, dwa tygodnie zlecialy za szybko, jak zwykle. Wrocilismy do domu pelni niedosytu i z postanowieniem, ze chyba jednak kiedys do Wietnamu wrocimy. Zostaje nam przeciez cale poludnie kraju do zwiedzenia i nieodzalowana zatoka Halong Bay. I tyle nowych smakow do zakosztowania, ech... :)

6 komentarzy

  1. Cudna wyprawa! Niecierpliwie czekam na więcej postów. :)
    Ale tej ropuchy chyba jednak bym nie tknęła. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ropuche zjadlam bo nie wiedzialam co bylo na talerzu :) A wlasciwie to nawet nie zjadlam tylko skubnelam - w smaku byla paskudna! Dopiero nastepnego dnia dowiedzialam sie co dostalismy na tradycyjny polnocno-wietnamski obiad... ;) Z reszta to byl nasz najdziwniejszy posilek...sprobowalam tez wtedy, z duzymi oporami, konine!

      Usuń
  2. Z niecierpliwością czekam na więcej, na więcej zdjęć, bo czuję bardzo duży niedosyt :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Potrawka z ropuchy jest MNIAM! :) kocham wszelkie żaby odkąd zamieszkałam w Wietnamie :)
    I bardzo się cieszę, że Wam się podobał. I w 100% się zgadzam - Hoi An jest cudne,a teatr kukiełkowy robi super wrażenie (chociaż ja przedstawienie widziałam w HCMC :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, serio?? Mi ten ropuszy gulasz jakoś średnio podpasowal... Ale to chyba była jedyna rzecz, która mi w Wietnamie nie smakowała. Oprócz tego - to był smakowy raj na ziemi!!! :)))

      Usuń