Portmeirion czyli skrawek Italii w Snowdonii


Przeglądam zdjęcia z ostatniego dnia naszych wakacji w Walii. A na nich pastelowe domki z kolorowymi okiennicami; brukowane, obsadzone cyprysami uliczki wijące się przez barwne miasteczko, fontanny i  nieomalże tropikalna roślinność... Wszystko pod idealnie błękitnym niebem, oświetlone ciepłymi promieniami słońca. Czy ja czasem nie pomyliłam folderu ze zdjęciami? Czy to na pewno jest Walia?
A jednak :) Wbrew pozorom, wbrew kolorom, jesteśmy wciąż w północnej Walii, w portowym miasteczku na południowym wybrzeżu Snowdonii. Portmeirion jest malowniczo położony nad zatoka Cardigan, z jednej strony otoczony morzem a z drugiej otulony górami Snowdonii.
Przechodzimy przez główną bramę miasteczka i od razu uderzają nas pastelowe kolory ścian i krużganków, fikuśne bryły budynków, bujna zieleń. Pachną nagrzane słońcem iglaki, od zatoki wiatr przywiewa miłą bryzę i naprawdę żałuję, że nie mam na sobie letniej sukienki i wielkiego kapelusza :)
Idziemy dalej i za chwilę na końcu brukowanej dróżki ukazuje się ładny budynek zwieńczony pokaźną kopuła. To Pantheon, a jakże! Domy w różnych odcieniach sepii i pomarańczy, z zielonymi okiennicami, wyglądają jak żywcem przeniesione z jednego z miasteczek Cinque Terre. Już zupełnie nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nagle teleportowaliśmy się z pochmurnej Snowdonii do słonecznej Italii. Ale widać tu nie tylko wpływy włoskie: przy plaży zauważam latarnie morską i kilka budynków w bieli i błękicie inspirowanych architekturą skandynawską; jest też sporo art deco. Czyli ogólnie taki kolorowy ale miły dla oka misz-masz a wszystko pięknie wkomponowane w krajobraz. A okoliczności przyrody są tu niczego sobie: rozległa plaża ze złotym piaskiem omywana falami zatoki Cardigan, klify i kilometry wspaniałych ogrodów.


Portmeirion to niezwykle miejsce. Wiem, że taka stylistyka nie każdemu podpasuje, nie w każdy gust trafi. Jedni się zachwycą a inni stwierdzą, że to kicz i komercja. Jednak miasteczko to nie bylo wcale zbudowane 'pod turystę'. Portmeirion to po prostu ziszczony sen, spełnione marzenie. Można by powiedzieć, że marzenie szaleńca ale ja wolę myśleć o nim 'pasjonat' :) Angielski architekt Sir Clough Williams-Ellis, kupił kawałek ziemi, na której stoi obecnie Portmeirion, w 1925 roku. Czym prędzej zmienił jego nazwę z Aber La na obecną (Port - bo to osada nadmorska i Meirion od walijskiego Merioneth - dystryktu, w którym miasto jest położone) i przystąpił do realizacji zamysłu, który tkwił w jego głowie od wielu lat. Zaczął od aktywnego poszukiwania sponsorów, którzy pomogą mu zrealizować jego wielką idee fixe: wybudowanie skrupulatnie zapojektownej nadmorskiej osady, która nie tylko nie zniszczy krajobrazu ale go dopełni. Budowa Portmeirion rozpoczęła się w 1925 roku i trwała przez kolejnych...50 lat! Ostatni budynek powstał w dziewięćdziesiąte trzecie urodziny architekta. Clough zwykł nazywać Portmeirion 'domem upadłych budynków' ponieważ niektóre z nich zostały uratowane przed wyburzeniem, odrestaurowane i przeniesione tam niemalże w całości. Jednak większość z nich została zaprojektowana przez głównego pomysłodawcę przedsięwzięcia lub jego przyjaciół architektów, podobnie jak rozległe ogrody i park pełen tropikalnych roślin porastający wzgórze. Co ciekawe, Clough wielokrotnie spotykał się z zarzutem, że że Portmeirion jest efektem nieudolnych prób odtworzenia włoskiego portowego miasteczka Portofino. Trudno się nie zgodzić z pewnymi podobieństwami ale i nie przyznać racji samemu projektantowi, który odpierając ataki mówił, że w Portmairion chciał jedynie oddać śródziemnomorską atmosferę  i że 'Nie sposób nie zakochać się w Portofino'. Myślę, że Portmeirion to było po prostu jego ukochane dziecko i dzieło życia, materializacja życiowego motto architekta: 'Kochaj przeszłość, upiększaj teraźniejszość i twórz na przyszłość'. Podobno Clough zawsze powtarzał, że budowa i przebywanie w Portmeirion dawało mu siły życiowe (co by się zgadzało bo dożył pięknego wieku 95 lat!) i masę radości. Jego życzeniem było, żeby miasteczko było źródłem takich samych emocji dla innych.


A jak wygląda to dzisiaj? Czy miasto cieszy oczy i dusze odwiedzających, jak wymarzył to sobie jego twórca?
Chętnych zobaczyć je na własne oczy jest wielu. Portmeirion jest na samym szczycie top listy atrakcji turystycznych północnej Walii. Przez miasteczko przelewa się codziennie masa ludzi, jednak są to ściśle kontrolowane liczby. Całe Portmeirion, łącznie ze wszystkimi budynkami i terenami ma status zabytku historycznego i należy do fundacji Ymddiriedolaeth Clough Williams-Ellis Foundation. Co za tym idzie, nie jest to miasto żyjące własnym życiem a raczej rozbudowany (i całkiem miły dla oka, przyznaję) kurort. Od momentu powstania Portmeirion funkcjonowało jako hotel i tak też jest dzisiaj: jeśli macie grube portfele to za niezłą sumkę można zamieszkać tu w hotelowym pokoju z widokiem na deltę rzeki Dwyryd lub wynająć jeden z apartamentów mieszczących się w kolorowych domkach. To jedyny sposób, żeby zostać w Portmeirion po zachodzie słońca bo w przypadku wizyt jednodniowych obowiązują godziny 'otwarcia' od 9.30 rano do 7.30 wieczorem. Na tych, którzy do miasteczka przybywają tylko na kilkugodzinna wizytę (jak my!) czeka mały szok wywołany ceną biletu. Cóż, 38 funtów za bilet rodzinny to nie mało, nawet wiedząc, że pieniądze powędrują na konserwację tych wszystkich uroczych budynków i ogrodów ;) Jeśli spytacie czy nam się podobało i czy warto było wydać tyle kasy to odpowiem: i tak i nie.
Z jednej strony Portmeirion to urocze miasteczko, pięknie położone i idealnie zadbane. To świetne miejsce dla wszystkich zapaleńców fotografii, bo tematów do interesujących kadrów jest mnóstwo. Trzeba się tylko trochę nagimnastykować, żeby na zdjęciu nie ująć garstki turystów ;) Z drugiej jest tam drogo, ciut komercyjnie i tłoczno. Przyznaję,że to był mój pomysł, żeby odwiedzić Portmeirion i...nie byłam zawiedziona. Ale zachwycona też nie :) Bo oprócz tego że jest tam naprawdę ładnie, że miejscowe lody są pyszne i smakują nie gorzej od włoskich, to miasteczku brakuje charakteru. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to wszystko jest odrobinę sztuczne i bardziej przypomina wystawną scenografię, po której kręcą się zwiedzający, niż prawdziwe miasto z krwi i kości. To ludzie żyjący w danym miejscu z dnia na dzień a nie budynki, nawet najpiękniejsze, atmosferę miasta; i tego w Portmeirion brakuje.
Naszą wycieczkę bardzo celnie podsumował Rysiek: 'A teraz chodźmy zwiedzić jakąś kopalnię łupków, ostatecznie jesteśmy w Walii; jeśli chcielibyśmy oglądać włoskie uliczki to pojechalibyśmy do Włoch'. Lepiej bym tego nie ujęła! :)

10 komentarzy

  1. Tak, zdecydowanie atmosferę tworzą ludzie, jednakże budynki stanowią również jego istotę. Zdjęcia bardzo piękne ukazują to miejsce w niezwykłym świetle, a co do wyobrażeń to zapewne kasy z nas ma inne odczucia przebywając w takich miejscach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Portmeirion jest urocze, spacerując tam trudno jest oderwać aparat od oka. Jednak dla mnie to wciąż taki 'kwiatek przypięty do kożucha' - -śliczny ale nie za bardzo pasujący do reszty ;)

      Usuń
  2. To jest Walia? Naprawdę? Niesamowite zdjęcia i miejsca, jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękna sceneria i cudowne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Mieliśmy też dużo szczęścia do wspaniałej pogody i dzięki temu Portmeirion prezentowało się jeszcze lepiej.

      Usuń
  4. Mnie się tam podobało, chociaż przed przyjazdem, czytałam różne opinie min,że kiczowate miejsce. Trudno, lubię w takim wydanu kit ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też się podobało! Może nie był to wielki zachwyt ale cieszę się, że odwiedziliśmy to miasteczko :) Wyżyłam się fotograficznie i nacieszyłam oczy kolorami. Ale drugi raz już bym tam nie pojechała.

      Usuń
  5. Piękne miejsce. Świat jest piękny, twory wykonane ludzką ręką -muah! zachwyt. domki, budowle, konstrukcje.
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Sceneria, zdjęcia robią wrażenie! :) Życie jest za krótkie na te wszystkie podróże! :) klaudia J

    OdpowiedzUsuń